|
Mamo, tato, lecę za dwa dni..., Fot. Źródła własne |
Skompletowanie bagażu, spakowanie
plecaka (tudzież torby), zaopatrzenie w porcję dobrej muzyki, pożegnanie z
przyjaciółmi – jak myślicie, Drodzy Czytelnicy, który z tych motywów, przed wylotem na campowe
przygody dostanie oznaczenie priorytetowe – „ten najważniejszy”?
Żaden!
Podczas swojego pierwszego wojażu do Stanów dobitnie utwierdziłam
się w przekonaniu, że najważniejszy w amerykańskiej przygodzie jest … wątek
rodzicielski!
Naszym rodzicom
(szczególnie mamom), pomimo tego, że jesteśmy już ludźmi pełnoletnimi na myśl o
naszej samotnej delegacji na koniec świata oraz dwumiesięcznej, wakacyjnej
pracy za Wielką Wodą z pewnością nie raz przewiną się przez myśl poniższe
zwroty: niewolnictwo, handel ludźmi, ktokolwiek widział – ktokolwiek wie,
poszukiwany - poszukiwana, FBI, plantacja narkotyków.
Jak więc widzicie,
dobra komunikacja pomiędzy Wami (mami, tatami i pociechami) to kwestia
kluczowa!
Najlepsze
i najgorsze sposoby na ogłoszenie dobrej, campowej nowiny:
Technika
wdrażacza-oswajatora – sposób najbezpieczniejszy (z
punktu widzenia Twojego powrotu w rodzinne strony), a także najszczerszy.
Aby go zastosować na bieżąco informuj rodziców o szczegółach aplikacji,
planowanych podróżach, datach wylotu i powrotu. Zapewniaj ich także o
swoim bezpieczeństwie. Non stop. Ustaw w ich komputerze stronę Camp
America jako startową. Pomimo tego, iż będą zapewniać o pokładanym w tobie
zaufaniu nocą przeczytają wszystko od deski do deski.
System partyzancki
– najgorszy z możliwych, godny wiekuistego
potępienia. Znam tylko jedną osobę, która posłużyła się owym systemem,
tydzień przed planowanym wylotem wygłaszając przed rodzicami króciutki
monolog: za tydzień lecę do Stanów,
wracam we wrześniu… chyba. Wyobraźcie sobie mimikę twarzy tych dwojga
rodzicieli i zapamiętajcie – szczerość, owszem, ale tylko długoterminowa!
Metoda zręcznego dyplomaty
– sprytnie podpytaj rodziców,
czy marzyli o jakichś podróżach za młodu. Jeśli wśród odpowiedzi pojawi
się USA, jesteś w domu… dosłownie! Drążąc temat dowiesz się, dlaczego mama
wolałaby zobaczyć wzgórze Hollywood, podczas, gdy tata myślami przemierza
kanion Kolorado… konno. Jeszcze tylko odrobina bystrości oraz czujności i
w odpowiednim momencie możesz oznajmić: zwiedziłbym, zwiedziłbym wszystko! Następnie odczekaj jakąś
godzinkę i zaatakuj rodzica: znalazłem
amerykańskie wakacje, myślisz, że mógłbym pojechać? Kolejność pytania:
najpierw tata, który najprawdopodobniej bezwiednie skwituje hasłem - spytaj mamę - a na końcu mama…
Na tajniaka – wprawdzie
półgębkiem oznajmiasz rodzicom, że Stany, że praca, że podróż… ale z
niewiadomych powodów nie chcesz zdradzić żadnych detali. Pamiętaj – od
ogółu do szczegółu, pod żadnym pozorem nie wylatuj za Ocean pozostawiając
rodziców sam na sam ze swoimi domysłami. Nawet tajniacy muszą czasem
uszczknąć rąbka tajemnicy.
Regularne
skype’owanie, a przynajmniej mailowanie!
Kiedy już szczęśliwie
wylądujesz w Nowym Jorku nie zapomnij telefonicznie poinformować o tym swoich
domowników. Kluczowe dla spokoju psychicznego rodziców jest krótkie, zwięzłe: Żyję i mam się dobrze.
Podczas pobytu na
campie warto czasem pofatygować się w zaciszne miejsce i wykonać skype’owy
telefon do domu. Niech mama widzi Cię wirtualnego, acz całego i zdrowego! Jeśli
nie preferujesz takiej formy kontaktu, bądź nie planujesz zabrać ze sobą
jakiejkolwiek elektronicznej zdobyczy cywilizacji – pisz maile z campowego
komputera. Wbrew opiniom leniwych e-poczta dochodzi nawet na drugi koniec
świata…
Przed wyruszeniem na
podbój Ameryki tuż po zakończeniu campowych zmagań, przynajmniej mniej więcej wtajemnicz rodziców
w swoje plany podróżnicze. Nawet jeśli zamierzasz spać pod gołym niebem
zapewnij ich, że nie będziesz obcował z amerykańskimi atrakcjami samotnie. Z
racji tego, iż w czasie wojażów dostęp do Internetu, bądź telefonu może być
ograniczony umów się z nimi na rozmowę ze strategicznych, cywilizowanych
miejsc, np. zadzwonię do Was z Nowego
Jorku za 4 dni albo odezwę się, jak
dotrę do Los Angeles, w piątek. Jak łatwo zauważyć nie potrzeba do tego
zbytniego wysiłku intelektualnego i czasowego,
a satysfakcja rodziców gwarantowana!
Pod żadnym pozorem nie
traktuj tego tekstu, jako ingerencji w Twoje prywatne relacje z rodzicami.
Napisałam go dlatego, że niektórzy, szczególnie w stanie głębokiej euforii
wywołanej np. widokiem Kanionu Kolorado zapominają, że w dalekiej Polsce ktoś
się o nich zamartwia. Tym ktosiem jest rodzic. Choćby zarzekał się, iż podróż to Twoja sprawa, zawsze będzie
rozmyślał, czy na pewno jesteś bezpieczny. Postaraj się, zatem, regularnie
zaspokajać ciekawość mamy lub taty.
Szczególnie, jeśli są
oni sponsorami, tudzież współ-sponsorami Twojej wyprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.