„Zdecydowaliśmy się zatem na kolejny nocleg w
samochodzie oraz częściowo poza nim. Doświadczenie to nauczyło nas, że w
zaparkowanym vanie komfortowo wyśpią się trzy osoby. Czwarta musi spać poza
nim. Tamtej nocy wypadła moja kolej. W praktyce ze względu na bezpieczeństwo
osobiste (duża liczba niedźwiedzi w okolicy), spałem na dachu samochodu...”
A dlaczego nie? W życiu niekiedy należy kierować się instynktem i wolą chwili, brać to co przynosi nam los. Pamiętam, że decyzja o wyjeździe zapadła na jednej z górskich wycieczek, na której wraz z koleżanką dyskutowaliśmy o tym, jak „fajnie byłoby pojechać na takie coś”. Nic prostszego. Kilka tygodni później byliśmy już w trakcie załatwiania formalności, mając nadzieje że odbędziemy podróż do Stanów – najlepiej wspólnie....
2.
Podzielisz
się z Czytelnikami swoimi campowymi wspomnieniami?
Warto może zacząć od
tego, że wraz z pozostałymi Polakami pracowaliśmy na campie przez cały okres jego
funkcjonowania. Oznacza to tyle, że „stawialiśmy obóz na nogi”,
przygotowywaliśmy wszystko pod przyjazd dzieci, przeżyliśmy dwa turnusy, by
ostatecznie wykonać prace końcowe na post-campie. Ponieważ byliśmy pierwsi,
mieliśmy możliwość poznania wszystkiego od podszewki. I to właśnie moment
pojawienia się nowych pracowników był wspaniałym przeżyciem, możliwością
nawiązania nowych, międzynarodowych znajomości.
Uroki amerykańskiej kuchni. Dieta-cud na szczęście na mnie nie działała;), fot. Grzegorz Łapuszek |
Ogólnie pobyt na campie
wspominam jako pracę związaną z dużą odpowiedzialnością, ale i niezależnością.
Dużo zwiedziłem, nawiązałem wiele kontaktów, czułem się tam potrzebny. W czasie
wolnym świetne wspominam chwile spędzone z pozostałymi na graniu w tenisa,
bilard, czy też pływaniu. Wszystkie te atrakcje były dla nas dostępne, jeżeli tylko w danym momencie nie korzystały z ich dzieci (na campie należy poznać i zrozumieć zasadę
- kids first).
A teraz z
luźnej beczki – pochwal się, co zwiedziłeś w Stanach!
Grając z bossem w tenisa..., fot. Grzegorz Łapuszek |
Długo by opowiadać, bo
koniec pracy to dopiero początek! Pracowałem na wschodnim wybrzeżu, tak więc
koniecznym było spędzenie co najmniej tygodnia w Nowym Jorku.
Widok Nowego Jorku nocą z Empire State Building.
Warto wydać te kilkadziesiąt dolarów..., fot. Grzegorz Łapuszek
|
Następnie szybkim
przelotem trafiłem do Phoenix (Arizona), gdzie czekała już na mnie moja koleżanka.
Razem z dwójką innych Polaków, z którymi umówiliśmy się na forum, wynajęliśmy
samochód i wyruszyliśmy na północ
podbijać Góry Skaliste. Niedźwiedzia nie było, ale za to widok z najwyższego
szczytu (Mount Elbert) zapierał dech w
piersiach! Następnie szybkie zejście, nocleg w samochodzie (bo nie było czasu
znaleźć nic lepszego) i dalej w podróż do Arches National Park.
Parki Arches zaskakują różnorodnością form
skalnych. Na zdjęciu brama w rezerwacie Windows, fot. Grzegorz Łapuszek
|
Dojechaliśmy tam
pod wieczór, więc udało nam się zobaczyć zachód słońca nad Delicate Arch –
ponoć najsłynniejszej formacji skalnej na tamtym obszarze. Kolejne 2 dni
spędziliśmy w Wielkim Kanionie. Udało nam się zobaczyć wschód słońca i odbyć
sześciogodzinny trekking w dół Kanionu.
Warto spróbować trekkingu przez Wielki Kanion.
Szlak nazywa się Bright Angel Trail i łączy północną i południową krawędź
Kanionu. Wycieczka zajmie 2-3 dni, fot. Grzegorz Łapuszek
|
Warto przebyć całą szerokość Kanionu
(trasa od północnej do południowej krawędzi zajmuje około 2-3 dni). Dla nas,
niestety, nie było to osiągalne ze względu na napięty harmonogram wycieczki;).
Kolejnym przystankiem było Las Vegas - obowiązkowa gra w kasynie i uczestnictwo
w jednej z licznych imprez. Podstawowym atutem Las Vegas jest cena hoteli. Już
za 20$ za osobę za noc można dostać pokój w wysokim standardzie z dostępem do
basenu. Co więcej, to, co zaoszczędzimy na noclegu możemy z czystym sumieniem
przegrać w kasynie :D (byle z umiarem!). Kolejnym celem był Yosemite National Park –
zagłębie wspinaczy i turystów wysokogórskich. Po drodze do parku udało nam się
zobaczyć: Tamę Hoovera, Dolinę Śmierci i Park Sekwoi. Ten ostatni zrobił na nas
szczególne wrażenie. Ogrom tych drzew trzeba doświadczyć na własne oczy.
Przybyliśmy do Yosemite późnym wieczorem. O dostępności miejsc noclegowych można
było pomarzyć, a zresztą, jak dla nas, ich cena i tak była zbyt wygórowana.
Zdecydowaliśmy się zatem na kolejny nocleg w samochodzie oraz częściowo poza
nim. Doświadczenie to nauczyło nas, że w zaparkowanym vanie komfortowo wyśpią się
trzy osoby. Czwarta musi spać poza nim. Tamtej nocy wypadła moja kolej. W
praktyce ze względu na bezpieczeństwo osobiste (duża liczba niedźwiedzi w
okolicy), spałem na dachu samochodu. Trzeba tylko uważać na strażników, gdyż w
większości parków spanie „na dziko” jest niedozwolone. Następnego dnia o 4 rano
wyruszyliśmy na Half Dome – jeden z najsłynniejszych szczytów w Yosemite.
Na szczycie Half Dome. W tle z prawej
najsłynniejsza ściana wspinaczkowa – El Capitan, fot. Grzegorz Łapuszek
|
Jego
popularność jest tak duża, że trzeba dostać specjalne pozwolenie logując się na
oficjalnej stronie parku. Następnie drogą losowania wybieranych jest kilkuset
śmiałków którzy mają prawo wyjść na szczyt. Przed kluczowym podejściem
faktycznie stoi strażnik i sprawdza czy każdy piechur takie pozwolenie posiada.
Trud ośmiogodzinnej wycieczki rekompensuje widok ze szczytu. Kolejne dni to
kontynuacja kalifornijskich klimatów, czyli podróż do San Francisco, przejście
przez Golden Bridge, wycieczka na Alcatraz i spacer po największym Chinatown na
świecie. Gorąco polecam zasmakować chińskiej kuchni w tej dzielnicy – pierwszy
raz w życiu jadłem tak świetnie przyprawionego kurczaka! Następnie zaczęliśmy
kierować się wybrzeżem na południe. Słynna droga numer 1 stanowiąca połączenie z Los Angeles to ósmy
cud świata! Przyjemność z jazdy po takiej trasie jest nie do opisania.
Ostatecznie w Los Angeles spędziliśmy 3 dni, zwiedzając kultowe miejsca z
serialu Californication (m.in. Venice Beach), spróbowaliśmy surfingu i
wędrowaliśmy aleją sław w Hollywood.
Do zrealizowania takich
celów, konieczne jest wypożyczenie samochodu. Zapewniło to nam niesamowitą
niezależność. Sami decydowaliśmy o tym kiedy i gdzie wyruszamy.
Powyższa historia jest
jedynie krótkim streszczeniem wydarzeń, które faktycznie miały miejsce. Ciężko
opisać tak bogate przeżycia. Przyznaje bez bicia, że czas spędzony w Stanach to
najlepszy okres w moim życiu.
Bogatszy o zeszło-wakacyjne
doświadczenia… co mógłbyś doradzić osobom, które lecą „na campa” po raz pierwszy?
Rada nr 1: Studia nie
zając i przy odrobinie chęci wszystko uda się zorganizować i zaliczyć, albo
przed, albo po powrocie. Warto podejść osobiście i porozmawiać w cztery oczy z
każdym z prowadzących – zrozumieją i pójdą na rękę.
Rada nr 2: Nie zrażajcie
się faktem, że na campa jedziecie sami! Na miejscu poznaje się masę pozytywnie
zakręconych ludzi i nawiązuje się przyjaźnie na wiele lat, a może i całe życie.
Rada nr 3: Angielski
trzeba znać, ale niekoniecznie wymagany jest poziom C2. Dobre podstawy wystarczą, żeby
doszlifować biegłość podczas pobytu.
Rada nr 4: Po campie
najlepiej wypożyczyć duży samochód (VAN lub SUV). Będziecie bardzo
mobilni, a ponadto w takim samochodzie
można spać. Opcja ta nie wyjdzie drogo jeśli koszty rozłożycie na 4-5 osób.
Rada nr 5:
Przebywając dłużej w jednym mieście warto skorzystać ze zdobytych
podczas pracy znajomości lub z opcji couchsurfingu, bo np. za noc w najtańszym
hostelu w Nowym Jorku zapłacimy nie mniej niż 50$. Kilkudniowy pobyt może nas
pozbawić sporej części wypłaty.
Rada nr 6: Trzeba wiedzieć, że spanie w samochodzie nie wszędzie jest dozwolone. Warto wybierać miejsca na
uboczu.
5.
Ostatnie już pytanie - lecisz „na
campa” w tym roku?
Nie tym
razem! Choć mam możliwość powrotu na to samo stanowisko, to wybieram staż i
rozwój w Polsce – na uczelni. Myślę, że moja przygoda z campem dobiegła końca.
Trzeba zwolnić swoje miejsce i dać szanse na wykazanie się innym. Do Stanów
wrócę na pewno, zobaczymy, czy jako turysta, czy jako młody inżynier. A Wam
życzę powodzenia!
Dziękuję za rozmowę i życzę
powodzenia na uczelni, zatem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.