piątek, 19 lipca 2013

Camp-menu dla opornych


Wpis pokarmowy szczególnie gorąco polecam zatroskanym rodzicom campowiczów, którzy gdzieś tam zasłyszeli, że kiedyś tam ktoś na campie umarł z głodu.

Fot. Kuchnia made by USA? źródła własne
Bez obaw. Znane są jedynie przypadki przedawkowania cukru oraz kalorii :)

Generalnie dieta campowa składa się z trzech posiłków – śnadania, lunchu (po polsku – obiadu) oraz dinneru (jakby polskiej kolacji). W większość campów działa coś na wzór szwedzkiego stołu. Przy sporej liczbie osób – szczególnie małych głodomorów - które w tym samym czasie domagają się napełnienia brzuchów, taki system karmienia jest niezwykle sprawny.

Skłamałabym twierdząc, że do kuchni amerykańskiej (niektórzy twierdzą, że absolutnie nie ma czegoś
Fot. Tater tots, źródła własne
takiego jak kuchnia made by USA) można by dopisać epitet - zdrowa. Wręcz przeciwnie, zaoceaniczne potrawy są z reguły tłuste, fast-foodowe, przyprawione szczyptą GMO oraz często wyczarowane z proszku. Nie oznacza to, że nie są one smaczne albo, że nie ma jakiejś małej „odskoczni” od serwowanych posiłków, które już nam się znudziły (o tym już za chwilę).

Aby jeszcze celniej scharakteryzować campowe odżywianie postanowiłam otworzyć jeden z głównych folderów mojej pamięci o nazwie JEDZENIE-USA i niczym rasowa kelnerka zdradzić Wam wszystkie tajemnice menu z mojego campu.

Śniadanie

Fot. Pancakes, źródła własne
Tradycyjnie na śniadanie serwowano nam pancakes z syropem klonowym, „pompowane” (w sensie, że wykonane bez odrobinki drożdży) bułki maślane oraz cynamonowe, jajecznicę z proszku, bekon pokrojony w cienkie jak kartka papieru plastry, ociekający tłuszczem niczym największy McDonaldowy zestaw, tater tots (kuleczki ziemniaczane smażone na głębokim jak Rów Mariański oleju), tosty francuskie (owym europejskim mianem Amerykanie określali chleb tostowy moczony w jajku-mleku-cynamonie, a następnie smażony na patelni) oraz mleko z płatkami wszelakich rodzajów.

Lunch (obiad)

Fot. Chinese dumplings, źródła własne
Menu obiadowe zależało od humoru oraz inwencji twórczej szefa kuchni. Dania różniły się od siebie przez 7 dni w tygodniu (oczywiście zawsze były w nim stałe punkty i besttakery – to, na co mieli ochotę wszyscy i to ZAWSZE), po czym następował reset i znów od poniedziałku odtwarzano ten sam jadłospis.

Lista obiadowa (przynajmniej to, co z niej zapamiętałam:):

Chickenburger + french fries (frytki)
Kurczak BBQ
Makaron – wariacje wszelakie, od ravioli po serwowane co dzień penne, które można było łączyć z dowolnymi składnikami
Dania Tex-Mex (burrito, nachos, tacos)
Ryba zapiekana z parmezanem (ogólnie Amerykanie nie mogą obejść się bez parmezanu, założę się, że sypią go nawet do pancakesowego ciasta)
STEKI (o różnym poziomie krwistości… jako, że nie bawi mnie wampiriada spróbowałam tylko tego dobrze wysmażonego)
Dania z grilla (tortilla, kurczak)
Pizza z salami oraz wegetariańska
Chinese dumplings (pierogi z indykiem i kapustą… nie wiem, czy to rzeczywiście chiński wynalazek… wiem jedynie, że nazwy potraw często nijak mają się do kuchni narodowych, patrz - polska ryba po grecku)
Mashed potatoes (polski akcent, ubite ziemniaki!)
Paluszki serowe
Caesar salad – z grzankami i parmezanem
Deser - crumble z bitą śmietaną (za to można oddać życie, no, może tylko życie finansowe, czyli pół wypłaty!), brownie – przecukrzone ciastko czekoladowe, lody

Dinner (kolacja)
Fot. Besttaker - makaron
z sosem pomidorowym,
źródła własne

Na kolację podawano podobny do obiadowego zestaw posiłków.

Alternatywa, czyli bar sałatkowy

Bar sałatkowy był najwspanialszym wynalazkiem kuchennym na moim campie. Obwoźny (na kółkach), „czynny” podczas każdego posiłku, prowadzony przez uroczych Haitańczyków. Zawartość: egzotyczne owoce, warzywa, tuńczyk, jajka, sery itp. Było z czego wybierać, w celu urozmaicenia swojej diety. Podczas bardzo gorących zajadaliśmy się samymi owocami.

Produkty, do których wszyscy zawsze mieli stały dostęp

Fot. Wariacje baru sałatkowego,
źródła własne
Mleko (zwykłe oraz smakowe)
Płatki
Kolorowe napoje z maszyny (szczerze mówiąc niezbyt dobre)

Kitchen staff

Jeśli będziecie pracować na stołówce bądź w kuchni proponuję Wam efektywnie wykorzystać swoje stanowisko i od czasu do czasu pomyszkować w campowej lodówce (na moim campie była taka możliwość), gdyż można w niej znaleźć ciekawe produkty, z których warto dla odmiany ugotować coś na własną rękę.

Summa summarum

Campowe jedzenie jest całkiem smaczne, ale niestety, jak to w USA, dość niezdrowe. Jeśli przesadzimy z ilością – ciężko będzie nam podnieść się z krzesła. Prawdopodobnie będziemy zmuszeni podłożyć pod stół zjeżdżalnię i zsunąć się z niej na poziom podłogi.

Ażeby po powrocie do Polski nie zadeptać wagi zalecam po prostu codzienną aktywność fizyczną. Większość campów, na które traficie ma całe zaplecze sportowe i aż grzechem byłoby z niego nie skorzystać. Warto więc zaprzyjaźnić się z polem do zabawy w Lewandowskiego oraz koszem do ćwiczenia rzutów a’la LeBron James.

Pomoże, a na pewno nie zaszkodzi! :)

Ostatnia uwaga

Menu na Waszych campach może być oczywiście zupełnie odmienne od tego, które tu przedstawiłam!
Szczególnie na niektórych campach typu religijnego obowiązuje specjalny jadłospis… ale przecież to kolejne ciekawe doświadczenie kulturowe!

Fot. źródła własne


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.