Jeśli miałabym naprędce wydobyć z mojego umysłu słowo, które kojarzy mi się z kulturą żydowską, bez wątpienia, byłby to szabat. Można rzec - dzień świąteczny, jakby niedzielny (podążając tokiem myślenia statystycznego katolika), z tym że od piątku wieczorem do późnych godzin sobotnich...
Do czasu przyjazdu na camp nie miałam okazji "obcować" z szabatem w sposób bezpośredni. Oczywiście, mając na uwadze fakt, iż będę pracować w otoczeniu Żydów, krótko przed wylotem do USA postanowiłam zaczerpnąć tajemnej wiedzy internetowo-książkowej i dowiedzieć się nieco więcej na ten jakże ciekawy temat. Jak to zwykle bywa - teoria jest dużo trudniejsza do wchłonięcia od poczciwej praktyki, zatem każdy kolejny piątek oraz sobota spędzone na Campie Yavneh były istnymi szabatowymi lekcjami...
Fot. Kolorowe chałki, przygotowane przez dzieci na szabat w czasie Campu Rodzinnego/źródła własne |
Sobotnia przerwa od czynności...
- Przed chwilą widziałam jedną panią, która w spódnicy przeskakiwała płot, żeby nakarmić kozę... - powiedziała pewnego dnia moja koleżanka, która w drodze do pracy mijała nasz campowy zwierzyniec wyposażony w kozy, króliki oraz kury.
- Przecież dzisiaj szabat, nie wolno wykonywać żadnych czynności - powiedział ktoś, dając nam wszystkim do zrozumienia, że otwieranie drzwi od zagródki to przecież także czynność.
...i to bez krzty elektryczności
Powyższym dialogiem rozpoczęło się dla mnie cotygodniowe pogłębianie wiedzy na temat szabatu. Na dzień dzisiejszy, kiedy dzieciaki wyjechały już z campu, aby małymi kroczkami przygotować się do zajęć szkolnych, owa wiedza wygląda tak...
Otóż, w każdy piątkowy wieczór wszyscy campowicze oraz pracownicy campu, odświętnie ubrani, gromadzili w naszej równie odświętnie przystrojonej jadalni.
Każdy stół, poza odpowiednim, eleganckim nakryciem wyposażony był w sok winogronowy oraz pyszną (!) chałkę. Podczas kolacji serwowaliśmy między innymi rosół z kulkami matzo (myślę, że polski odpowiednik to po prostu maca w kształcie kulki), kurczaka, ryż, warzywa, tony sałatek i oczywiście hummus (zrobiony z ciecierzycy... jakby krem... który ja osobiście chętnie łączyłam z mięsem :). Zaraz po kolacji miały miejsce wspólne śpiewy w języku hebrajskim. Generalnie praktycznie cała sala zgromadzonych osób (bez wyjątku) zaangażowana była w celebrowanie tego dnia.
Fot. źródła własne |
Najciekawsze jest to, że podczas szabatu, czyli od piątkowego wieczoru do soboty (również późno-godzinnej) nie wolno używać elektryczności. Zatem, w tym szczególnym okresie czasu, "zahibernowane" są pralki, samochody, komputery, a nawet maszyna do "wyczarowywania" kawy i herbaty...
Ktoś ciekawski zapyta - to jak z gotowaniem w czasie szabatu?
Fot. źródła własne |
Cóż, istnieje alternatywa. Zwyczajnie w świecie można zostawić na całą dobę włączony ocieplacz do jedzenia (warmer) i piece, a maszynę do kawy zamienić na nie-elektryczną ;)
Moim zdaniem sabat to kolejne ciekawe doświadczenie kulturowe. Porównując polską niedzielę z żydowską sobotą, mogę powiedzieć, że ta druga jest bardziej "leniwa". Po prostu - zupełnie leniwa, bo NA PRAWDĘ nie wolno wówczas wykonywać żadnych czynności i trzeba uwolnić się od elektryczności.
Ale czy nie na tym właśnie powinien polegać odpoczynek? ;)
Ale czy nie na tym właśnie powinien polegać odpoczynek? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.