niedziela, 24 marca 2013

Jak powiedzieć rodzicom o randce z Ameryką?

Mamo, tato, lecę za dwa dni..., Fot. Źródła własne
Skompletowanie bagażu, spakowanie plecaka (tudzież torby), zaopatrzenie w porcję dobrej muzyki, pożegnanie z przyjaciółmi – jak myślicie, Drodzy Czytelnicy, który  z tych motywów, przed wylotem na campowe przygody dostanie oznaczenie priorytetowe – „ten najważniejszy”?

Żaden! 

Podczas  swojego pierwszego wojażu do Stanów dobitnie utwierdziłam się w przekonaniu, że najważniejszy w amerykańskiej przygodzie jest … wątek rodzicielski!
Naszym rodzicom (szczególnie mamom), pomimo tego, że jesteśmy już ludźmi pełnoletnimi na myśl o naszej samotnej delegacji na koniec świata oraz dwumiesięcznej, wakacyjnej pracy za Wielką Wodą z pewnością nie raz przewiną się przez myśl poniższe zwroty: niewolnictwo, handel ludźmi, ktokolwiek widział – ktokolwiek wie, poszukiwany - poszukiwana, FBI, plantacja narkotyków.

Jak więc widzicie, dobra komunikacja pomiędzy Wami (mami, tatami i pociechami) to kwestia kluczowa!

Najlepsze i najgorsze sposoby na ogłoszenie dobrej, campowej nowiny:


  • Technika wdrażacza-oswajatora – sposób najbezpieczniejszy (z punktu widzenia Twojego powrotu w rodzinne strony), a także najszczerszy. Aby go zastosować na bieżąco informuj rodziców o szczegółach aplikacji, planowanych podróżach, datach wylotu i powrotu. Zapewniaj ich także o swoim bezpieczeństwie. Non stop. Ustaw w ich komputerze stronę Camp America jako startową. Pomimo tego, iż będą zapewniać o pokładanym w tobie zaufaniu nocą przeczytają wszystko od deski do deski.
  • System partyzancki – najgorszy z możliwych, godny wiekuistego potępienia. Znam tylko jedną osobę, która posłużyła się owym systemem, tydzień przed planowanym wylotem wygłaszając przed rodzicami króciutki monolog: za tydzień lecę do Stanów, wracam we wrześniu… chyba. Wyobraźcie sobie mimikę twarzy tych dwojga rodzicieli i zapamiętajcie – szczerość, owszem, ale tylko długoterminowa!
  • Metoda zręcznego dyplomaty sprytnie podpytaj rodziców, czy marzyli o jakichś podróżach za młodu. Jeśli wśród odpowiedzi pojawi się USA, jesteś w domu… dosłownie! Drążąc temat dowiesz się, dlaczego mama wolałaby zobaczyć wzgórze Hollywood, podczas, gdy tata myślami przemierza kanion Kolorado… konno. Jeszcze tylko odrobina bystrości oraz czujności i w odpowiednim momencie możesz oznajmić: zwiedziłbym, zwiedziłbym wszystko! Następnie odczekaj jakąś godzinkę i zaatakuj rodzica: znalazłem amerykańskie wakacje, myślisz, że mógłbym pojechać? Kolejność pytania: najpierw tata, który najprawdopodobniej bezwiednie skwituje hasłem - spytaj mamę - a na końcu mama…
  • Na tajniaka – wprawdzie półgębkiem oznajmiasz rodzicom, że Stany, że praca, że podróż… ale z niewiadomych powodów nie chcesz zdradzić żadnych detali. Pamiętaj – od ogółu do szczegółu, pod żadnym pozorem nie wylatuj za Ocean pozostawiając rodziców sam na sam ze swoimi domysłami. Nawet tajniacy muszą czasem uszczknąć rąbka tajemnicy.


  • Regularne skype’owanie, a przynajmniej mailowanie!

    Kiedy już szczęśliwie wylądujesz w Nowym Jorku nie zapomnij telefonicznie poinformować o tym swoich domowników. Kluczowe dla spokoju psychicznego rodziców jest krótkie, zwięzłe: Żyję i mam się dobrze.
    Podczas pobytu na campie warto czasem pofatygować się w zaciszne miejsce i wykonać skype’owy telefon do domu. Niech mama widzi Cię wirtualnego, acz całego i zdrowego! Jeśli nie preferujesz takiej formy kontaktu, bądź nie planujesz zabrać ze sobą jakiejkolwiek elektronicznej zdobyczy cywilizacji – pisz maile z campowego komputera. Wbrew opiniom leniwych e-poczta dochodzi nawet na drugi koniec świata…
    Przed wyruszeniem na podbój Ameryki tuż po zakończeniu campowych zmagań,  przynajmniej mniej więcej wtajemnicz rodziców w swoje plany podróżnicze. Nawet jeśli zamierzasz spać pod gołym niebem zapewnij ich, że nie będziesz obcował z amerykańskimi atrakcjami samotnie. Z racji tego, iż w czasie wojażów dostęp do Internetu, bądź telefonu może być ograniczony umów się z nimi na rozmowę ze strategicznych, cywilizowanych miejsc, np. zadzwonię do Was z Nowego Jorku za 4 dni albo odezwę się, jak dotrę do Los Angeles, w piątek. Jak łatwo zauważyć nie potrzeba do tego zbytniego wysiłku intelektualnego i czasowego,  a satysfakcja rodziców gwarantowana!

    Pod żadnym pozorem nie traktuj tego tekstu, jako ingerencji w Twoje prywatne relacje z rodzicami. Napisałam go dlatego, że niektórzy, szczególnie w stanie głębokiej euforii wywołanej np. widokiem Kanionu Kolorado zapominają, że w dalekiej Polsce ktoś się o nich zamartwia. Tym ktosiem jest rodzic. Choćby zarzekał się, iż podróż to Twoja sprawa, zawsze będzie rozmyślał, czy na pewno jesteś bezpieczny. Postaraj się, zatem, regularnie zaspokajać ciekawość mamy lub taty.

    Szczególnie, jeśli są oni sponsorami, tudzież współ-sponsorami Twojej wyprawy.
     

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz

    Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.