niedziela, 24 marca 2013

Trzy dylematy każdego aplikanta

Zdążę, czy nie zdążę? Oto jest pytanie
Fot. Icegirl
Z moją pracą na stanowisku konsultantki Camp America nieodłącznie związane są trzy, powtarzane, niczym poranne Ojcze Nasz (w wersji dla wierzących) oraz ojej, ojej (przypisywane raczej ateistom) … dylematy każdego aplikanta:

  1. Wylot 5 czerwca?! O Boże, co z sesją?!

Lęk tym bardziej nieuzasadniony, że jeśli naprawdę, ale to najprawdziwszą naprawdę marzy się o wylocie do USA można dokonać niemożliwego! Nawet ogarnąć sesję w przed-sesji, bądź też po powrocie do Polski. Kiedy leciałam do Stanów za pierwszym razem stawiłam czoła dwóm sesjom, a także obronie. Tylko jeden egzamin został mi do zdania we wrześniu. Mój przykład pokazuje, że da się, bo jak się chce, to się wszystko da się ;-) Pamiętajcie o tym! Poza tym, zawsze możecie poprosić Camp America o zaświadczenie potwierdzające Wasz udział w programie, po czym udać się z nim do dyrektora Waszego instytutu, dziekana lub innej arcy-ważnej postaci z Waszej uczelni, która zapewne też jest człowiekiem i to prawdopodobnie człowiekiem podróżującym. W razie „niewypału” możecie też poprosić wykładowcę o wcześniejszy/ późniejszy termin egzaminu

            2. Ja chcę z koleżanką!

A bez to już na pewno nie, w ogóle! Rozumiem, że można być przywiązanym do najlepszej psiapsióły tudzież kumpla-na-dobre-i-na-złe, ale też musicie pamiętać, że na campie poznacie masę (a nawet tonę) ciekawych ludzi z całego świata. Nawiążecie nowe znajomości, które przerodzą się nawet w wirtualne (prawdopodobnie facebookowe), czat-przyjaźnie :-). Poza tym, czas pracy na campie mija dosyć szybko. Ani się obejrzycie, a już trzeba będzie pakować plecak, z trudem dopinać walizkę i ruszać w amerykańskie nieznane.

Wasza koleżanka/ Wasz kolega już tam będą…

3. Obawiam się, że zapomnę języka w gębie…

Obawiam się, że nie zapomnisz. Zresztą, nawet największy „wstydzioch”, rzucony na głęboką, amerykańską wodę prędzej, czy później będzie musiał wydobyć z siebie choćby to excuse me. Jeśli podczas rozmowy aplikacyjnej jesteś w stanie odpowiedzieć na moje pytanie w języku Szekspira, zapewniam, że trafiając na kilka miesięcy do  amerykańskiego środowiska będziesz miał możliwość obudzenia w sobie Szekspira oracji. I gwarantuję, że zaczniesz perorować. Prędzej, czy później. Chyba, że zwiążesz sobie język węzłem żeglarskim. Nie jestem tylko pewna, czy nasze ubezpieczenie obejmuje skutki uboczne takich wygibasów ;-)

A tak na marginesie, z moich doświadczeń wynika, że Amerykanów (no, może poza Teksańczykami) łatwiej zrozumieć niż Brytyjczyków. 

Przynajmniej na poziomie językowym… a konkretnie akcentowym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.