poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Tegoroczne aplikantki - Asia Tuliszewska i Marta Żak – o bitwie na Polu Wizowym, wakacyjnych pomysłach i odliczaniu do podróży...

Fot. Jeszcze tylko dwa miesiące! – oto jak Asia Tuliszewska (z lewej) i Marta Żak (z drugiej lewej) energicznie cieszą się na myśl o podróży do USA :)

Korzystając ze wspaniałej, wiosennej aury postanowiłam wykonać pewne skype’owe połączenie. Jako że światłowody stykają dobrze, zdołałam skontaktować się z dwiema moimi tegorocznymi aplikantkami – Asią Tuliszewską oraz Martą Żak, które otrzymały placement podczas Targów Camp America w Krakowie.

Przeczytajcie, co wynikło z naszych przedwakacyjnych rozważań…


Dziewczyny, wniosek wizowy już wypełniony?! (śmiech)


Marta: Wypełniony i złożony. Zdjęcie mam ale lepiej go nie komentować. W ogóle dobrze, że mam to już za sobą.

Asia: Taaa… wniosek wizowy już wypełniony, chociaż nie ukrywam, że było to nie lada wyzwanie! Jak ktoś planuje wypełnianie takiego wniosku to niech sobie spokojnie zarezerwuje ze dwie godziny, bo to nie jest krótki formularz. Na dodatek, jeśli ktoś jeszcze kiedykolwiek starał się o wizę, tak jak w moim przypadku (rodzice wylosowali zielona kartę jak byłam jeszcze w podstawówce i za nic nie mogłam sobie przypomnieć, czy w ambasadzie brali od nas odciski palców, czy nie… a przecież każda informacja niezgodna z prawdą jest podstawą do dyskwalifikacji!!!), to polecam skompletowanie wszystkich dokumentów i posiadanie ich w zasięgu ręki. 

Skąd pomysł, aby tegoroczne wakacje spędzić w USA?


Asia:  Pomysł na Camp America zrodził się już dawno. Wydaje mi się, że to o wiele lepsza opcja na wyjazd do USA niż typowe Work& Travel, gdzie rzucają ludzi do fabryk każąc im pracować jak małym androidom. Moi znajomi jeździli na campa, więc pomyślałam - czemu by nie spróbować? Za pierwszym razem nie udało mi się otrzymać placementu, ale jak to mówią  I'm not a quitter, zatem aplikowałam jeszcze raz, w tym roku.  I udało się! :D
Marta: USA są pomysłem samym w sobie już od kilku lat. Właśnie obroniłam licencjat z amerykanistyki. Jako studentka nigdy nie miałam aż tyle pieniędzy, żeby po prostu pojechać do Stanów. Program daje mi tę możliwość, a ja wreszcie zdecydowałam się z niej skorzystać! Już nie mogę się doczekać!

Jakie były Wasze pierwsze odczucia po otrzymaniu placementu? (zarówno Marta, jak i Asia dostały pracę podczas Targów Camp America – przyp. Kasia)

Marta: O Boże! Wielkie emocje, duży stres, mnóstwo ludzi – to robi swoje. Kiedy wyszłam bolała mnie głowa, ale cieszyłam się jak nigdy. UDAŁO SIĘ!
Asia: Odczucia niesamowite. Mały stres był, oczywiście - czy tym razem się uda, czy dobrze się zaprezentuję. Jednak w momencie, gdy przedstawiciel campu, zaczął już wypełniać  moją umowę, wszystkie nerwy ze mnie zeszły! Po wyjściu z sali był tylko dziki pisk! Nadal trochę trudno mi się przyzwyczaić do myśli, że jadę, ale coraz bardziej się z nią oswajam. W zasadzie myślę już tylko o tym żeby już być w Stanach. 


A co po campie, macie już jakieś turystyczne plany?


Marta: Tak! Na pewno będą jeszcze korygowane milion razy, ale jakiś szkic już jest! Mam nadzieję, że zamoczę stopy w DWÓCH oceanach podczas tych wakacji - tyle zdradzę…
Asia: Planów jest tyle, podejrzewam, ile dni minęło od uzyskania placementu i na pewno będzie ich jeszcze dwa razy więcej! Oczywiście, wszystko trzeba dobrze przekalkulować – jakie będą koszty etc. Dla mnie rzeczą istotną jest to, żeby zobaczyć chociaż kawałek USA. Nie muszą być to miejsca z tzw. must see, bo wychodzę z założenia, że nie wszystko na raz. Poza tym jestem przekonana, że jeszcze kiedyś wrócę do Stanów i zdążę zobaczyć wszystko, kawałek po kawałeczku. Moim marzeniem była również Kanada, ale chyba tym razem się nie uda. Raczej postawię na West Coast… jeśli dopiszą finanse, loty i ekipa chętna do wspólnej podróży.


Nie wiem, czy macie świadomość, ale będziecie w Stanach już za dwa miesiące! Jak, zatem, idą przygotowania do podróży, która, być może okaże się podróżą Waszego życia?


Asia:  To właśnie jest mały problem! Jeśli chodzi o mnie - przygotowania są znikome, jak na razie. Codziennie tylko w mojej głowie pojawiają się nowe pomysły - gdzie pojechać, co zobaczyć? Jeśli chodzi jednak o kwestie typowo logistyczne… jestem w proszku! Myślę, że prawdziwym kopem do działania będzie wizyta w konsulacie i otrzymanie wizy. Wtedy przygotowania do wyprawy życia ruszą pełną parą.
Marta: Moje przygotowania idą chyba dobrze. Wypełniam wszystkie papiery na bieżąco i oczekuję na wizytę w konsulacie. Zakładam konta na dolary i karty kredytowe, żeby mieć za co dotrzeć na JFK :). Egzaminami się nie martwię – w końcu od czego jest wrzesień?! Teraz w mojej głowie już tylko wyprawa!


Dziękuję za rozmowę i życzę Wam powodzenia na nowej, campowej drodze prze-życia! :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.